Musiałem znaleźć jakąś watahę... Od tego zależało moje życie. Polowanie
''bez szczęki'' nie było łatwe. Takie życie od razu było nawet skazane
na porażkę. Na czystą śmierć. Nie mogłem sobie na to pozwolić. Śmierć
nie była w moim stylu. Wiosenna pogoda była okropna. W takiej zbroi
temperatura +10 jest nawet zabójcza. Moja wędrówka wydawała by nie mieć
końca. Nagle jednak poczułem że ktoś mnie śledzi... Odwróciłem się
gwałtownie... Minotaur. Super! Zaatakował mnie pierwszy. Broniłem się
silnie, jednak ta zbroja mnie totalnie dobijała. Minotaur nie dawał za
wygraną. Kiedy w końcu... Udało się! Padł... Ale... Ja też. Niestety,
zbroja mnie przeważyła i padłem. Wstać? Za nic nie mogłem... Świat
zaczął się zamazywać. I zemdlałem....
~kilka godzin później~
- Co mu jest? - usłyszałem głos jakiejś wadery
- Zemdlał. Za kilka godzin powinien się obudził - rzekła jakaś druga
Nagle odezwał się mój instynkt. Wstałem na wątłych nogach i pokazałem kły.
- Spokojnie. Nie chcemy ci nic zrobić! Nazywam się Miraly. - powiedziała przyjaźnie
- Witaj Miraly. Nazywam się Reserved Killer, ale w skrócie stałem się
po prostu Killerem. - rozejrzałem się bacznie - Macie jakąś watahę?
<Miraly?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz