-Słuchaj Samanta...Chcesz się ze mną gdzieś przejść?
Kiedy to usłyszałam delikatnie się zdziwiłam.No ale warto może zapoznać się z kimś innym?
-Dobra..A gdzie proponujesz?-zapytałam
-Hmm.. nie daleko jest las.Możemy poobserwować przyrodę budzącą się do życia.-odparł nieco zakłopotany moim pytaniem
-Hmm... dobry pomysł lubię naturę ale nie mam jej żywiołu.-powiedziałam ciszej
-Ale chyba nie trzeba mieć żywiołu natury żeby ją lubić.-powiedziałam uśmiechając się
-Hmm.. masz rację.-też się uśmiechnęłam
Zaczęliśmy iść w stronę lasu.Było cicho było słychać jedynie śpiewy
ptaków i liście które szeleściły przez delikatny powiew.John zaczął na
mnie patrzeć.Ja delikatnie spanikowałam i chyba się zarumieniłam ale nie
wiem..
-Więc co tam u ciebie.-zapytałam postanawiając przerwać tą grobową ciszę.
-Nic ciekawego inaczej dobrze a u ciebie?-odpowiedział zadając to samo pytanie mi
-Tak samo.-uśmiechnęłam się i odwróciłam swój łeb
Znowu zrobiło się cicho.Nagle John podniósł łapę
-Spójrz,tam jest jeziorko może zatrzymamy się tam?-zaproponował
-Okey.-powiedziałam
Podeszliśmy do jeziora.John wziął parę łyków wody i popatrzył na mnie
-Nie chcesz?
-Nie dzięki..-powiedziałam patrząc w inną stronę.-Wyczuwam jakieś niebezpieczeństwo.-powiedziałam zakłopotana
-Niebezpieczeństwo??Tutaj?Heh pewnie ci się coś zdaję.-powiedział patrząc w stronę jeziora
-AAA!-krzyknęłam
Ku moim oczom ukazał się ogromny czarny niedźwiedź grizzly.Niedźwiadek rzucił się prosto na mnie przybijając mnie do ziemi
<John,ratuj>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz