Było mi naprawdę przykro i głupio, że to
przeze mnie ten niedźwiedź nas zaatakował i zranił panią Miraly. Ale po
chwili na coś wpadłem... Pobiegłem na tamto miejsce. Słyszałem za sobą
tylko krzyki mamy. Nie zważałem na nie jednak. Podbiegłem do
niedźwiedzia. Był już nieżywy, ale zacząłem go oglądać pod różnymi
kątami. Na jego plecach coś zauważyłem. Był to liść... Był jakby...
przyklejony do futra niedźwiedzia. Dotknąłem go łapką i poczułem
dreszcze. Nic się jednak nie stało. Dotknąłem go ponownie i doznałem
wizji. Znajdowałem się na polanie. Nagle podbiegł do mnie jakiś
człowiek. Zabrał mnie i pobiegł prosto. Zauważyłem niedźwiedzia. Byłem
pewien, że to ten sam niedźwiedź, który jest teraz martwy. Człowiek
wyciągnął taki jakiś... Plastikowy chyba sprzęt. Usłyszałem strzał i
niedźwiedź się odwrócił. Człowiek cisnął mną w niego. Otworzyłem oczy i
zacząłem ruszać łapami. Nadal miałem wizję. Ale teraz.... Byłem jakby
zielonym wilczkiem podobnym do liścia. Zamknąłem i otworzyłem mocno
oczy. Już byłem sobą, a obok mnie siedziało moje rodzeństwo. Spojrzałem
na liść. Zacząłem go łaskotać. Po chwili rozwinął się i ukazała się mała
zielona wadera.
-Skąd wiedziałeś?-spytała Luna.
-M-miałem wizję...-odpowiedziałem, sam tego nie do końca świadomy.
<<Justin lub Eva, dokończcie>
-Skąd wiedziałeś?-spytała Luna.
-M-miałem wizję...-odpowiedziałem, sam tego nie do końca świadomy.
<<Justin lub Eva, dokończcie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz